A teraz szczegółowe podsumowanie – czyli starty i inne hece:
(wszędzie są podlinkowane opisy z bloga)
Triathlony:
Wystartowałam w dwóch:
olimpijskim, który nieźle dał mi w kość, a przede wszystkim dał mi do myślenia
i połówce Ironmana. Połówka, jak na debiut, myślę, że jakoś tam poszła. Co prawda czas słaby, ale myślę, że jak na moje możliwości było ok. Poza tym nie zmasakrowałam się jakoś strasznie tym startem.
Starty:
- Triathlon Lechitów na dystansie olimpijskim
1,5 km pływania (tak na prawdę to chyba dystans był nieco krótszy): 31 min
40 km roweru: 1:26
i 10 km biegu: 65 min
Łącznie: 3:05:50
- połówka Ironmana – Borówno 2010
1,9 km pływania: 55 min
90 km roweru: 3:22
21 km biegu: 2:14
Łącznie: 6:56
Bieganie:
Biegałam trochę, ale za mało. A przede wszystkim zupełnie niesystematycznie. Bez jakiegokolwiek planu.
Starty:
- Maraton Warszawski 2009 (27 września 2009) czas 4:22:08
- Bieg Niepodległości (12 listopada 2009) 10 km. czas 49:57
- SnowRun na Targówku (15 stycznia 2010) organizowany przez Ekobiegi. 3,2 km na biegówkach i 6,4 km biegiem. czas 56 min (najbardziej wyluzowany bieg w sezonie:) )
- Półmaraton Wiązowski (1 marca 2010) czas 1:58:11
- Bieg w Falenicy (20 marca 2010) 10 km z podbiegami. czas: 60:15
- Półmaraton Warszawski (29 marca 2010) czas 1:58:47
- Półmaraton Kurpiowski (9 maja 2010) czas 1:52:45 (życiówka!, jeden z fajniejszych biegów sezonu!)
- Bieg Rzeźnika (5 czerwca 2010) bieg 76-kilometrowy, niestety nieukończony (po 50 km)
- Puchar Maratonu Warszawskiego/15 km (27 czerwca 2010) czas 1:23:53
- Maraton Warszawski 2010 (26 września 2010) czas 4:19:58 (życiówka)
Pływanie:
Cieszę się, że udało mi się nauczyć pływać kraulem dłuższe dystanse.
Pływam bez większych problemów, ale robię to powoli.
Zostało mi wiele do zrobienia w zakresie techniki.
Poza triathlonami nie brałam udziału w żadnych pływackich zawodach.
Rower:
Tutaj mogę się najmniej pochwalić.
W zasadzie to w tej dyscyplinie niewiele ruszyło do przodu.
Niewiele trenowałam.
Wstyd przyznać, ale przed Borównem tylko raz przejechałam 90 km...
Wspinanie + góry:
Wspinać się zaczęłam już daaawno temu.
Ale było tak dawno, że nieprawda.
I przez wiele lat poza kilkoma wyjściami na ściankę
praktycznie nic nie robiłam i ledwie pamiętałam o czymś takim jak wspinanie.
Kiedyś nie było to jeszcze tak modne jak dziś.
Nie miałam partnera, pieniędzy na sprzęt
(tak, tak, były to jeszcze czasy, gdy jak ktoś miał polar
to na pewno był wspinaczem, ekspresy też mało kto miał),
a przede wszystkim brakowało mi motywacji.
Kilka wyjazdów w skały wiosną 2009 z panem JK
przekonało mnie, że wspinanie jest jednak fajne,
że się da i można i że mogę się nawet wspinać w górach.
- w sierpniu 2009 skończyłam letni kurs taternicki
- w styczniu 2010 zrobiliśmy z panem JK zimowy kurs taternicki
- poza kursami zrobiłam samodzielnie dwie drogi w Tatrach (jedna i druga)
- a potem zakwalifikowałam się na kobiecy obóz wspinaczkowy organizowany przez Polski Związek Alpinizmu – tam zrobiłam 2,5 drogi (opisy tu i tu i tu i tu i tu)
- poza tym w lipcu 2010 weszłam na Mt. Blanc i Castor w Alpach
i zrobiłam kilka dróg wspinaczkowych w okolicach Chamonix
- zaliczyliśmy też z panem JK ładną wyrypę do Norwegii
oraz kilka wyjazdów w Tatry, przejście Łysogór itd.
wtorek, 28 września 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz