sobota, 3 listopada 2012

Nowy blog

Na razie muszę odpuścić przygotowania do Ironmana.
Póki co zapraszam na mój nowy blog: sportowamama.blogspot.com

niedziela, 15 kwietnia 2012

II Bieg Pamięci (10 km)

Ostatnio staram się biegać 2-3 razy w tygodniu.
To oczywiście nie jest dużo.
Ale zawsze coś. I mam nadzieję, że będzie lepiej.

Wczoraj pobiegłam w II Biegu Pamięci - biegu na dychę.
Miałam blisko - start był w okolicach mostu siekierkowskiego,
z resztą dość często tam właśnie biegam
(pod mostem jest sporo ścieżek biegowo-rowerowych).
Dość kameralnie - startowało około 260 osób.
I chyba wolę takie biegi niż półmaratony czy maratony, w których startuje kilka tysięcy osób.
Biegło mi się podobnie jak na warszawskiej połówce
- spokojnie, powoli, równomiernie.
Chyba po prostu mam już na tyle doświadczenia, że potrafię ocenić i rozłożyć siły. A więc w mojej obecnej "nieformie" siła tkwi w rozumie, a nie w nogach.
Wyszło mi 56min 58sek.

poniedziałek, 26 marca 2012

Półmaraton Warszawski

Było tak jak miało być.
Spokojnie, powoli, bezboleśnie.
Cały półmaraton biegłyśmy z Izką - moją biegową kumpelką.
Przez cały bieg udało nam sie utrzymać jednostajne tempo:
6 minut/kilometr. Nieco gorszy czas miałyśmy na podbiegach (Agrykola, Most Poniatowskiego).
Ale w sumie wyszło nam 2:07:17.
Tempo słabe, prawie 20 minut gorsze niż życiówka.
Nie liczyłam na dobry czas, bo przez ostatni rok bardzo mało biegałam.
Cieszę się jednak, że wzięłam udział, że przebiegłam,
że się nie skatowałam, że umiałam rozłożyć siły, że się zgrałyśmy z Izą.
Bieg bardzo przyjemny, dobrze, że organizatorzy rozłożyli start na raty
(troche tylko zmarzłyśmy czekając na start, ale za to nie było tłoku).
Fajnie też, że można było zobaczyć stadion.
Ogólnie - miło wrocić do żywych...
ps. podziękowania dla pana JK za kibicowanie :)

piątek, 23 marca 2012

przed półmaratonem

Powiedziałam Izce (mojej biegowej koleżance), że półmaraton to będzie odbicie się od dna. Zobaczę w jak słabej jestem formie i pewnie to mnie zmotywuje do działania. Kiedyś miałam takie powiedzenie, że półmaraton to ja nawet na kacu mogę przebiec. W tym tygodniu przebiegłam się dwa razy, i przekonałam się, że nie ma co szarżować w niedzielę na Warszawskim Półmaratonie. Życiówki przecież i tak nie będzie. Moja obecna "nieforma" to co najmniej tyle, co kac w okresie formy. A więc powtarzam sobie "nie dać się ponieść emocjom, nie dać się ponieść emocjom, nie dać się ponieść emocjom". W niedzielę mam pobiec spokojnie.

czwartek, 22 marca 2012

Powrót (mam nadzieję)

Kiedy zakładałam tego bloga chciałam wystartować w zawodach Ironman. Prowadziłam zapiski, nie zawsze systematycznie, ale uzbierało się trochę wpisów. W 2010 roku udało mi się ukończyć połówkę Ironmana. Założeniem było, żeby w 2011 przepłynąć 3,8 km, przejechać na rowerze 180 km i przebiec 42 km - czyli ukończyć pełny dystans Ironman. Plany sportowe zbiegły się jednak z planami zawodowymi - latem zeszłego roku otworzyłam swoją klubokawiarnię. Kilkumiesięczny remont (dźwiganie gruzu, stukanie młotkiem itd.) już dał się organizmowi we znaki - byłam zmęczona. Ale pierwsze miesiące działania knajpy dały mi w kość - praca niemal non stop, do późnej nocy, a raczej do rana; dźwiganie skrzynek z piwem, kartonów z mlekiem, paczek z kawą... No i stanie za barem po kilkanaście godzin dziennie. Wiedziałam już z poprzednich doświadczeń, że nietrenowanie obniża ogólną kondycję. Nie wiedziałam jednak, że niewyspanie, stres i przepracowanie może aż tak drastycznie zaszkodzić organizmowi. Minął prawie rok od początku działalności firmy i powoli się rozkręcamy co jest jednoznaczne z tym, że mam trochę więcej czasu dla siebie. Mam nadzieję, że powoli, powolutku, będę wracać do formy. I że jeszcze uda mi się kiedyś ukończyć Ironmana! A przy okazji znów postaram się coś pisać na blogu.

wtorek, 31 maja 2011

Truskawkowo

Wciąż za mało trenuję, więc nie będę podsumowywać.
W każdym razie w niedzielę byslimy z panem JK na Biegu Truskawki.
Bieg był w terenie - 10 km przez las, trochę piachu i błota...
Startowalismy w parze (były kategorie albo dla par albo "singli").
Biegło mi się swobodnie. Teren piękny, jak to w Kampinosie.
Na ostatnich 200-300 m gdy już nieźle sie rozpędzilismy, by ładnie sfiniszować,
pan JK przewrócił się na błocie brudząc się w całosci od stóp do głów.
Wbieglismy na metę.
A na mecie było bardzo truskawkowo. Medale w kształcie truskawek,
rozdawano swieże truskawki, kanapki z dżemem truskawkowym i batoniki truskawkowe.
A jeden pan nawet biegł przebrany za truskawkę (chyba okropnie się spocił).

Musielismy szybko wracac, ale potem okazało się, że wygralismy!!!
Nie, wcale nie bylismy najszybszą parą (osiemnastą na ponad pięćdziesiąt).
Pan JK wygrał w kategorii "osobliwosc biegu" i wygralismy nalewkę - oczywiscie truskawkową.

wtorek, 24 maja 2011

Żyję, żyję :)

Jestem! Nie pisałam przez totalny brak czasu.
2 tygodnie temu oficjalnie otworzyła się moja knajpa,
a liczba godzin poświęcona pracy w knajpie i w urzędach/sklepach/innych dziwnych miejscach codziennie dobijała niemal dwudziestu czterech.

Trochę się ruszałam, chociaż nie tyle co powinnam.
Ale teraz trochę zaczyna się robić luźniej.
Ze wspólnikiem podzieliliśmy się pracą i jakoś to jest.

W najbliższą niedzielę biegniemy z panem JK w "Biegu Truskawki".
Dystans 10 km w terenie (w Puszczy Kampinoskiej) i co ciekawe biegnie się parami.

No i zapisałam się na Bieg Rzeźnika (24 czerwca) i mam nadzieję,
że w tym roku mi się uda dobiec do mety.