poniedziałek, 29 marca 2010

PÓŁMARATON WARSZAWSKI

na tegorocznym półmaratonie była rekordowa liczba zawodników
(biegło około 3,5 tysiąca zawodników)
rekordowe były również ceny
nie pamiętam dokładnie ile było w ubiegłym roku
ale na pewno znacznie mniej
Izka nie wiedziała do końca czy pobiegnie czy nie
ostatcznie opłata wynosiła juz 160 zł, więc zrezygnowała
czego ja bardzo żałowałam, bo wolałabym biec w towarzystwie

rekord został również pobity przez Karolinę Jarzyńską
(najlepszy polski czas kobiecy: 1 h 11 min 27 sek)

po ostatnich doświadczeniach z kolką
postanowiłam biec z pustym żołądkiem

chociaż zapowiadano deszcze i burze
dzień był słoneczny, nawet momentami nieco za gorący

założyłam, że pobiegne 1h 55 min
wynikało z tego że muszę biec 5 min 27 sek na kilometr
(zrobiłam sobie nawet rozpiskę kiedy muszę być gdzie)

pierwsza dycha zupełnie na luzie
nie było kolki, biegłam lekko, czułam się silna

potem biegło się nieco ciężej
na 12 kilometrze zostałam mile zaskoczona przez
Karolinę i Tomka, którzy nie tylko mi dopingowali
ale nawet zrobili dla mnie wielki transparent
jak miło!

Wisłostrada to ostatnia długa prosta
minęłam Ewę Witek - rehabilitantkę z Ortorehu,
która 2 lata temu uratowała moje kolano
po kontuzji w poznańskim maratonie
Ewa dzielnie biegła, chociaż parę miesięcy temu urodziła dziecko
przed tunelem miałam kryzys. po prostu nie miałam sił.
pic mi się chciało jak cholera.
pewnie bym tak szła dłuższy czas, gdyby nie Ewa,
która teraz z kolei mnie wyprzedziła i krzyknęła
"dawaj, dawaj"
no więc biegłam dalej,
ale miałam stratę już około 2 minut w stosunku do mojego planu
przed skrętem w ul. Sanguszki był punkt z piciem
czułam się odwodniona i wypiłam aż 3 kubki powerade'a
podbieg nawet nie był taki straszny
ale potem, chociaż próbowałam zmusic się do szybkiego finiszu i nadrobienia straty to biegłam coraz wolniej
na koniec dobiegłam wykończona
z wynikiem 1h 58 min 47 sek

prawie 4 minuty spóźnienia
byłam trochę zła, że nie dałam rady,
ale chyba dałam z siebie wszystko.

zastanawiam się czy opadłam z sił przez brak sniadania
ale z drugiej strony nie złapała mnie kolka

za to pan JK zrealizował swój plan: chciał 1 h 50 min
a pobiegł nawet o pół minuty szybciej :)

po biegu poszliśmy na coś do picia
oraz cudowny masaż zapewniony przez organizatorów

jak mieliśmy już jechac do domu,
okazało się, że zdobyłam drugie miejsce w klasyfikacji dziennikarzy!!!
dostałam nawet statuetkę i uścisk dłoni Marka Troniny
- szefa maratonów warszawskich.

co prawda wolałabym pobiec szybciej niż dostać nagrodę,
ale przynajmniej statuetka osłodziła mój słaby wynik,
i zawsze będę mogła zaszpanować taką ozdoba w domu :)

1 komentarz:

  1. Wooow! A ja się spóźniłam na tę klasyfikację i w ogóle Cię nie widziałam...
    Wydaje mi się, że zrobienie połówki na czczo jest wyczynem samo w sobie, niezależnie od wyniku :) A ten z kolei wcale nie taki zły, biorąc pod uwagę trudną zimę.

    OdpowiedzUsuń