środa, 14 lipca 2010

wejście na Castora - dzień trzeci


Na szczęście nad ranem przestało padać.
Wstajemy przed 4 rano, jemy trochę kaszki dla dzieci,
wychodzimy. pogoda jest dobra, gwiazdy na niebie,
najpierw wąską ścieżka po lodowcu.
Jest trochę szczelin, ale łatwo je zauważyć,
nawet przy marnym świetle.
Wstaje słońce i robi się zupełnie przyjemnie
podchodzimy Stromym zboczem na grań, kije zamieniamy na czekany.
Na grani nie jest już stromo,
Idziemy wąziutką ścieżką, z obydwu stron znaczna ekspozycja,
Robimy jedną przerwę na herbatkę i czekoladę
I szybko wchodzimy na szczyt (po niecałych 3 godzinach)
Który z resztą nie jest jakiś wybitny
i ledwie zauważamy, że dotarliśmy.
Czuję się bardzo dobrze, ale Andrzeja boli głowa,
Schodzimy.
Widzę, że Andrzej nieco się zatacza,
Ni stąd ni zowąd zboczył ze ścieżki i wpadł do szczeliny.
Zawisł na ramionach, wyciągamy go.
Jest zmęczony i nawet nie przejął się tą szczeliną.
Po 5 godzinach jesteśmy z powrotem w schronisku.
Trochę odpoczywamy
i jeszcze tego samego dnia schodzimy na sam dół.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz