piątek, 23 marca 2012
przed półmaratonem
Powiedziałam Izce (mojej biegowej koleżance),
że półmaraton to będzie odbicie się od dna.
Zobaczę w jak słabej jestem formie
i pewnie to mnie zmotywuje do działania.
Kiedyś miałam takie powiedzenie,
że półmaraton to ja nawet na kacu mogę przebiec.
W tym tygodniu przebiegłam się dwa razy,
i przekonałam się, że nie ma co szarżować
w niedzielę na Warszawskim Półmaratonie.
Życiówki przecież i tak nie będzie.
Moja obecna "nieforma" to co najmniej tyle,
co kac w okresie formy.
A więc powtarzam sobie "nie dać się ponieść emocjom,
nie dać się ponieść emocjom, nie dać się ponieść emocjom".
W niedzielę mam pobiec spokojnie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Uuuuuuu, welcome back! Fajnie że odgrzebałaś bloga :) I powodzenia w niedzielę na połówce!!!
OdpowiedzUsuńDobrze, że wróciłaś. Brakowało mi Twoich wpisów.
OdpowiedzUsuńciekawe podejście...
OdpowiedzUsuńnie ma co szarżować :)
OdpowiedzUsuńJak Ci teraz idzie?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
OdpowiedzUsuń