...czyli podsumowanie drugiego tygodnia treningu.
Pierwszy tydzień był taki sobie. Chodziłam śnięta i głodna.
Wydawać by się mogło, że przy wzmożonym wysiłku powinno się schudnąć.
A ja przybrałam na wadze.
Ale w tym tygodniu czułam się o wiele lepiej.
Wróciłam do swojej wagi.
I nie jestem już taka zmęczona i senna jak tydzień temu.
Pod koniec tego tygodnia czuję się wyjątkowo dobrze.
Jak sprężyna.
Aż chciałoby się poruszać jeszcze więcej.
(oczywiście tego nie robię, bo mogłabym się przeforsować).
Ukoronowaniem tego tygodnia był dzisiejszy bieg po śniegu.
Uwielbiam truchtać jak pod stopami coś skrzypi :)
Dopracowałam już ostatecznie swój plan treningowy.
I tak:
w poniedziałek jest dzień spokojnej jazdy na rowerze
we wtorek: wspinanie
środa: dzień spokojnego i krótkiego pływania + długi (i coraz dłuższy) bieg
czwartek: dzień coraz dłużej jazdy na rowerze
piątek: spokojne pływanie + spokojne bieganie
sobota: dzień spokojnego roweru; raz w miesiącu: łączenie roweru z biegiem
niedziela: coraz dłuższe pływanie + spokojny bieg; raz w miesiącu: łączenie wszystkich trzech dyscyplin.
a zatem dla każdej z trzech dyscyplin mam 2x spokojny i lekki trening i 1x coraz dłuższy (w przypadku pływania - każdego tygodnia 100m więcej, bieganie: 10 min dłużej, rower: 15 min dłużej)
poza tym plan obejmuje cykle 4-tygodniowe: trzy tygodnie są bardziej intensywne, a czwarty jest luźniejszy (około 60% poprzedniego tygodnia)
w tym tygodniu było tak:
poniedziałek: 1 godzina spokojnej jazdy rowerem
uwagi: musiałam rano coś załatwić, więc przy okazji jazdy rowerem pojechałam zawieźć jakieś dokumenty. godzina jazdy miała więc krótką przerwę.
wtorek: wg planu miało być wspinanie, ale moja partnerka nie mogła przyjść, więc zrobiłam trening czwartkowy czyli 1h45min na rowerze
uwagi: strasznie zimno, mokro, wiatr i deszcz brrr... było naprawdę ostro :) a potem przez jakieś pół godziny odmarzałam w wannie.
środa: 1000m kraulem i 1 godzina biegu
uwagi: pływało mi się dość słabo, chyba się nie do końca obudziłam; za to bieg pomimo paskudnej pogody był całkiem przyjemny (w złą pogodę o wiele lepiej się biega niż jeździ na rowerze)
czwartek: również nie spotkałyśmy się z koleżanką na wspinanie, w związku z czym zrobiłam sobie dzień wolny.
uwagi: odpoczynek przypadkowy, ale chyba zasłużony
piątek: pływanie: 1200m kraulem spokojnie. 35 min biegu średniej intensywności
uwagi: pływało mi się fantastycznie. nie wiem, czy to za sprawą wczorajszego odpoczynku, czy dzięki coraz lepszej technice.
sobota: 45 min roweru i zaraz potem 15 minut biegu
uwagi: mogłoby się wydawać, że 15 minut biegu nie ma sensu; jednak najgorsze w triathlonie (przynajmniej dla mnie) jest przejście z roweru na bieg. Do tego przejścia mają przygotować takie właśnie ćwiczenia, które będę robić raz na 4 tygodnie. Pierwsze minuty biegu były faktycznie ciężkie.
niedziela: pływanie: 1600m kraulem spokojnie. 35 min biegu średniej intensywności
uwagi: spadł śnieg, uwielbiam biegać po śniegu :) po całym tygodniu wysiłku czuję się super!
niedziela, 28 listopada 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Zmęczyłam się czytaniem :))) Imponuj ące.
OdpowiedzUsuńTen trening naprawdę robi wrażenie.U mnie też pływanie jest w środy. Może kiedyś się miniemy na basenie :)
OdpowiedzUsuńuff, ale dajesz sobie popalić ;)pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń*Hankaskakanka - dzięki :)
OdpowiedzUsuń*ultrasetka - a gdzie chodzisz na basen? :)
*tete - dzięki. popalić to sobie od dawna nie daję, a i popić coraz rzadziej :) hehe :)
Wygląda to wszystko super! No i świetnie że czujesz przypływ a nie odpływ energii - trzymaj tak dalej (i dzwoń w razie czego - na bieganie/wspinanie jestem chętna)!
OdpowiedzUsuńNa Warszawiankę w poniedziałki w miarę regularnie, a w środy zupełnie nieregularnie :)
OdpowiedzUsuńKonkretny trening :)
OdpowiedzUsuńA jak w takie warunki, jakie teraz panują w Warszawie, dajesz sobie radę na rowerze. To jest w ogóle technicznie wykonalne, żeby po takim śniegu pomykać na dwóch kółkach?
Ava - bieganie mam: środa, piątek, niedziela - możemy się zgadać
OdpowiedzUsuńUltrasetka - w środę chodzę na Warszawiankę (rano)
Zinow - widziałam dzisiaj dwóch wariatów na rowerze, ale nie ma to większego sensu pod względem treningowym, bo bardziej by się pchało ten rower niż jechało. Wczoraj odpuściłam sobie rower. Mój ukochany właśnie montuje mi trenażer w domu to nadrobię zaległości.
Ironwoman pisze: "tete - dzięki. popalić to sobie od dawna nie daję, a i popić coraz rzadziej :) hehe :)"
OdpowiedzUsuńhehe:) to tak jak ja pierwszego kwietnia 2011 minie piętnaście lat abstynencji tytoniowej:) Tak, tak rzuciłem hi hi na prima aprilis ;)
ooo, gratulacje! nie bardzo da się połączyć palenie z bieganiem... :)
OdpowiedzUsuń