zaczął się dopiero drugi tydzień mojego nowego planu treningowego
a ja sobie myślę, że organizm to cwana bestia.
moje ciało chyba myśli, że jestem na jakimś hardkorowym wyjeździe i zaczęło zatrzymywać wszystko, co się da.
W efekcie przytyłam 1,5 kg.
Byłam na wielu wyjazdach, podczas których trzeba było się dużo ruszać, a nie koniecznie było dużo jedzenia.
Mój organizm nauczył się dostosowywać do tego.
W efekcie, gdy wiele osób na takich wyjazdach chudnie,
ja wracam niemalże z tą samą wagą.
I teraz moje ciało chyba pomyślało: "dużo wysiłku = trzeba uważać na utratę wagi = trzeba jeść ile się da i co się da"
A ponieważ mogę jeść to co chcę i ile chcę (bo przecież nigdzie nie wyjechałam) to przytyłam.
Myślałam, że dobrze znam swój organizm i wiem na ile mnie stać.
Ale przy zupełnie innym treningu ciało zachowuje się inaczej i koniecznie zrozumiale.
ale to nie koniec.
mam wrażenie, że czasami mój organizm ściemnia.
ściemnia, że jest zmęczony, a tak naprawdę nie jest.
kto uprawia jakikolwiek sport wie, że koniec zawodów to walka umysłu z ciałem.
Ciało się broni i wysyła sygnały: "Daj sobie spokój, zatrzymaj się",
a psychika: "jeszcze trochę, jeszcze trochę, dawaj, dawaj".
Chodzi o to, żeby szanować sygnały ciała i umieć je prawidłowo odczytywać. Nie przeforsować się, ale poprawiać wyniki. Odróżnić lenistwo ciała od prawdziwych potrzeb. Stać z batem nad ciałem, ale też dać mu marchewkę.
Jak to zrobić?
Poznać swój organizm, reakcje na różne bodźce.
Słuchać, patrzeć, obserwować.
Ważyć i mierzyć.
No właśnie.
W związku z nowym treningiem
i tym, że czuję się nieco zagubiona w zawiłych reakcjach swojego ciała,
postanowiłam również się wycwanić i obserwować swój oranizm za pomocą pulsometru.
Wcześniej tylko raz biegałam ze starym pulsometrem, takim do roweru.
Ale teraz mam zamiar sprawić sobie coś nieco bardziej odpowiedniego.
A już za dwa tygodnie wychodzi nowa książka "Trening z pulsometrem" czyli przewodnik o tym, jak sterować treningiem i maksymalizować jego efekty przy użyciu pulsometru.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Fakt, maszynki nie oszukasz, chyba że sama zgłupieje ;)
OdpowiedzUsuńO kurczę, to szybko ten Friel! Myślałam, że to jakoś zupełnie na koniec roku wyjdzie. Niezłe tempo :)
OdpowiedzUsuńW takich odczuciach treningowych dużo zależy od ciśnienia, pogody, wyspania itp. - organizm rzadko ściemnia, czasem po prostu sygnalizuje nadprogramowe potrzeby.
Jeśli nie skusisz się na promocyjnego Polara, to ja bym Ci poleciła Garmina 305 - świetna maszynka, bardzo prosta w obsłudze przede wszystkim, a do tego gps się bardzo przydaje.
Jestem pocieszony ;-) Kolejna notatka i blogerzy tyją, piją albo chorują. Nie czuję się dzięki temu osamotniony ;-)
OdpowiedzUsuń@Midi, przecież mamy koniec roku;)
OdpowiedzUsuńRównież polecam Garmina 305:)
Yyy, no tego... rzeczywiście, jakoś do mnie nie dotarło... za dwa tygodnie to już będzie totalnie koniec roku...
OdpowiedzUsuńtak, niestety koniec roku już!
OdpowiedzUsuńdzięki, pomyślę i tym Garminie.
Mateusz - nie pocieszę Cię - wróciłam już prawie do normalnej wagi :)