niedziela, 3 października 2010

po Biegu na Kasprowy

stoję na szczycie Kasprowego
zimno, kilka stopni poniżej zera, wieje,
ręce od razu marzną.
dookoła śnieg, widoczność kiepska, mgła.
idę powolutku, bo strasznie ślisko,
na kamieniach na szlaku - lód.

to tędy mam jutro pobiec.
wjechałam kolejką na szczyt,
a teraz schodzę jutrzejszą trasą.
próbuję zapamiętać charakterystyczne punkty
i w głowie podzielić sobie trasę na odcinki.

Schodzę ponad dwie godziny.
Co prawda specjalnie się nie spieszę.
Ale zastanawiam się jakim cudem
ktoś mógł tu wbiec w 50 minut?!

W Zakopanem odbieram pakiet startowy.

Poza numerem dostaję wielofunkcyjną chustę
(można z niej zrobić czapkę, opaskę
czy użyć jako chustę na szyję).
W pakiecie jest też kupon rabatowy 20%
do użycia w sklepie turystycznym
(w końcu nie skorzystałam, ale i tak fajnie).
Jest również kupon na obiad po biegu.

Dostaję też wypasioną koszulkę oddychającą.
Jest naprawdę dobrej jakości i (uwaga!)
mają też wersje dla kobiet.
To bardzo miłe. Większość koszulek z biegów,
nawet jeśli biorę rozmiar S - wisi na mnie
i nie zakładam ich nawet na trening.
A tu - koszulka z wcięciem. Jestem pod wrażeniem.
Szczególnie po Maratonie Warszawskim,
gdzie w pakiecie startowym wszyscy
(panie również) dostawali dezodoranty dla mężczyzn!

Następnego dnia, w dniu biegu, pogoda jest na szczęście lepsza.
Nie ma takiej mgły, nie wieje tak mocno i chyba jest trochę cieplej niż wczoraj.
Przed startem można oddać torbę,
którą będzie można odebrać na szczycie Kasprowego.
Oddaję więc suchą koszulkę i kurtkę.

Uczestników jest około 200.
Niektóre twarze kojarzę z Biegu Rzeźnika.
A z podsłuchanych rozmów wynika, że sporo osób to skiturowcy.
Wiele osób zachwala osiągnięcie Andrzeja Bargiela,
który wygrał Elbrus Race.
Jest sporo Słowaków. Duża grupa to Zakopiańczycy. Kilku TOPRowców.
Atmosfera jest bardzo przyjazna, wszyscy ze sobą gadają.


















Jestem 5 dni po Maratonie Warszawskim.
Nie jestem jakoś szczególnie zmęczona fizycznie,
ale nie mam za bardzo "spręża".
Bieg na Kasprowy traktuję dość rekreacyjnie.
Nie mam konkretnego planu, ale nie zamierzam biec na 100% możliwości.

Zakładam długie spodnie - nieco ocieplane (dostałam od pana JK),
koszulkę, którą dostałam w pakiecie i na to koszulkę z długim rękawem.
Nie powinnam zmarznąć - będę rozgrzana biegiem.
Zakładam jednak czapkę i rękawiczki.

O dziesiątej startujemy z ronda w Kuźnicach.
Najpierw kawałek asfaltem, ale od razu pod górę.
Widzę, że czołówka rzuca się sprintem.
Ja raczej spokojnie.

Przy kolejce na Kasprowy turyści nam kibicują.
Potem wbiegamy na szlak. Jest coraz stromiej.
Na najstromszych odcinkach idę.
Dobiegam do Myślenickich Turni, czyli mniej więcej połowy trasy.
Tu zaczyna się stromizna. I odtąd głównie idę szybkim marszem,
podbiegam jedynie na trochę bardziej płaskich odcinkach.

Przed biegiem zastanawiałam się czy brać coś do picia.
Oceniałam, że powinnam wbiec w jakieś 1,5 godziny,
więc chyba wytrzymam bez picia.
I to jednak okazał się błąd.
Mocno się spociłam i strasznie mi się chciało pić.
Od połowy trasy zgarniałam po garści śniegu
i ssałam. Miałam tylko nadzieje, że wcześniej nikt tam nie sikał...










Pod koniec ciężko nawet iść.
To dziwny wysiłek, inny niż przy bieganiu.
Człowiek dyszy, nie ma siły, a przecież tylko idzie.
Pracują chyba inne mięśnie niż przy bieganiu
- u mnie najwyraźniej za mało wyrobione.
W dodatku jest ślisko i kilka razy osuwam się z kamienia.

Wreszcie meta.
1 godz. 35 min.
Na szczycie dostajemy ciepłe picie (hura! picie), banany, batoniki
(batoników nie jem zgodnie z moim postanowieniem)
Przede wszystkim jestem zadowolona, że już nie muszę iść pod górę.
Czas raczej słaby. Na szczęście nie byłam ostatnia (byłoby mi przykro).
Podobno pierwszy gość dobiegł w 47 minut.
(oficjalnych wyników jeszcze nie ma)
Musiał cały czas biec nawet na największych stromiznach!

W ramach uczestnictwa mamy zapewniony zjazd kolejką.
Na dole dostaję porządny obiad.
Organizacja jest bez zastrzeżeń!
Uczestnictwo kosztowało tylko 55 zł, a sporo się za to dostało.

Bieg niezwykle sympatyczny, będę go miło wspominać.
Ale żeby wykręcić jakiś lepszy czas trzeba by
po pierwsze być wypoczętym,
po drugie trenować podbiegi, a nie zwykłe bieganie po płaskim.

5 komentarzy:

  1. świetna relacja:) wielkie brawa i gratulacje !
    Był tam jeden z Zabieganych :)pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. dzięki! tak, poznałam Włodca - nocowaliśmy w tym samym schronisku. też pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratuluję! Profil trasy wygląda onieśmielająco.

    OdpowiedzUsuń
  4. napisałam w tekście, że podobno pierwsza osoba miała 47 minut. to była jednak pomyłka! są oficjalne wyniki. Pierwszy pan miał 51 minut, a pierwsza pani: 61 minut.

    OdpowiedzUsuń
  5. hey, trafilem przypadkiem na ta stronke i co widze? znajoma z pokoju 214 hehe Asia pozdrawiam serdecznie, fajnie bylo cie poznac, gratuluje rowniez ukonczenia biegu, po tym maratonie musialo ci byc mega ciezko, mnie wyszlo 1:12 :-) ciezko bylu uff ale pieknie i super!!, zapraszam do nas na forum :-) zabiegani.czest.pl

    OdpowiedzUsuń