wróciłam w piątek wieczorem,
ale w sobotę dałam sobie luz.
za to w niedzielę poszliśmy z panem JK na Kabaty.
I tu ciekawa historia...
Rozpoczęliśmy pętlę 10 km,
nie wiadomo skąd przypomniał mi się kolega pana JK - Wojtek.
"Co tam u Wojtka" - pytam.
Nim JK zdążył odpowiedzieć usłyszeliśmy szybkie kroki za nami
i wnet pojawił się Wojtek we własnej osobie.
Biegliśmy więc we trójkę gadając po drodze,
chyba od tego gadania złapała mnie kolka
i na koniec zostałam nieco z tyłu.
Pętlę pokonałam w 52 min 04 sek
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Jak na trening i to z gadaniem, to świetny czas! Może się jednak zdecydujesz na MW...? :)
OdpowiedzUsuńWczoraj też byliśmy w LK, ale biegliśmy pętlę ze skrótem (równo 9 km). Dawno nie widziałam takich tłumów biegaczy :)
OdpowiedzUsuńMidi: wciąż się zastanawiam, choć przyznam szczerze, że nie jestem zbyt przygotowana na maraton...
OdpowiedzUsuńHankaskakanka: faktycznie był tłum! A czy Ty przypadkiem nie biegałaś z mężem w niebieskich koszulkach około 10-11 rano? :)
Nie, tak wcześnie to nie my ;) A ponieważ bieg był wolny i temperatura rześka, to mąż biegł w kurtce, a ja w koszulce z długimi rękawami.
OdpowiedzUsuńach, myślałam, że to Wy... :)
OdpowiedzUsuń