Do rana jednak pogoda się nie poprawiła,
Polacy z namiotów obok zdecydowali się iść na szczyt,
ale my decydujemy się nie iść.
jak się później dowiedzieliśmy od tych Polaków -
tego dnia nie było nic widać ze szczytu.
Przez cały dzień była mgła momentami tylko rozwiewana.
Mamy jednak znów cały dzień i postanawiamy wykorzystać go,
zeby podejść trochę wyżej - do schronu Vallot
Teoretycznie nie służy on do nocowania,
to tylko miejsce awaryjne.
Mamy jednak mało jedzenia i wiemy,
że powinniśmy wejść na szczyt i tego samego dnia zejść na sam dół.
W południe, gdy się trochę przejaśnia wychodzimy.
Idziemy wydeptaną ścieżką przez lodowiec,
droga nie jest trudna, dochodzimy w 2,5 godziny.
Schron jest niewielką budą z blachy,
i jak pada grad i wieje, to w środku strasznie dudni.
Zbieram trochę śniegu do zagotowania,
ale woda z niego ma jakiś paskudny smak.
Wcześnie kładziemy się spać,
ale ciężko usnąć przy takim dudnieniu,
z resztą jest o wiele chłodniej niż poprzedniej nocy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz