Idziemy z panem JK na „duatlon”
Jedziemy na rowerach 40 km naszą trasą w okolicach Słomczyna.
Tempo dość spokojne. Wychodzi nam 1h 44 min.
W 7 minut zostawiamy rowery w samochodzie,
pijemy i zaczynamy przebieżkę.
O ile rower nie zmęczył mnie specjalnie,
O tyle bieg męczy mnie. Myślę, że to jeszcze po Rzeźniku.
Pierwsze 10 minut to masakra. Nogi bolą. Ale potem jakoś lepiej.
Ale to i tak bardziej truchtanie niż bieg.
Przebiegam 10 km w 61 minut (pan JK poleciał szybciej).
Myślę, że to i tak nieźle jak na to,
że dwa dni temu przebiegłam 50 km w górach.
Mam wrażenie, że ten bieg jakoś „rozmasował” mi nogi.
Już teraz nic mnie nie boli, nie mam zakwasów.
Bardzo miły zestaw rowerowo-biegowy :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz