wyciągnełam nieco przykurzony rower.
na trenażerze nie będę już jeździć!
w domu pocę się, trenażer jest nie wygodny
i boli mnie potem d...
tak więc wyciągnęłam swój rower.
z pomocą pana JK cośtam wyregulowaliśmy,
oczyściłam łańcuch,
wyszłam na dwór.
przejechałam może z 1 kilometr (hoho!)
a rower odmówił posłuszeństwa:
coś przeskakiwało, łańcuch nie łapał zębatek.
wróciłam na piechotę.
nie wiem czy ten epizod można zaliczyć
jako otwarcie sezonu rowerowego,
w każdym razie mam nadzieję,
że następnym razem dalej zajadę...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz