ostatni tydzień jakoś nie miałam sił - ani fizycznych ani mentalnych - żeby się ruszać.
chyba jednak kryzys minął - nie wiem czy to za sprawą dużej ilości szpinaku, którym ostatnio się zajadam (tyle, że w liściach, a nie w puszce jak Popeye), czy też za sprawą czegoś innego.
tak czy inaczej wczoraj poszłam na basen,
przepłynęłam 1000 m kraulem.
dziś dość żwawym tempem (około 4:50) przebiegłam 6,5 km
a Ty jesz szpinak?
(znalazłam niezłą stronę - wszystko o szpinaku)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
O, tak. Nałogowo :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam szpinak, jadłam w piątek 2 razy i mam w lodówce już nową torbę - będzie sałatka z mozarella, pomidorami i oliwą z czosnkiem
OdpowiedzUsuńCześć Iron Woman :) .
OdpowiedzUsuńSzpinak? No pewnie! Ze zdziwieniem stwierdziłem nie tak dawno temu, że to zielsko jest cholernie smaczne! :) . Moje hity to:
pierogi, lasagne i ciasteczka ze szpinakiem. Moje zdolności kulinarne niestety nie obejmują własnoręcznego robienia pierogów i lasagni, ale makaron potrafię zrobić :) .
Poniżej przepis, może ktoś skorzysta :) . Danie jest baardzo smaczne i baardzo łatwe do przyrządzenia (coś dla facetów ;) ):
Składniki: śmietanka 12%, 2 jajka, trochę mąki, starty ser, szpinak (mrożonka 450g).
Szpinak wysypujemy na patelnie, czekamy aż woda wyparuje, po jakimś czasie dolewamy połowę śmietanki, wbijamy 2 jajka i sypiemy trochę mąki. Wszystko smażymy przez kilka minut, aż do uzyskania odpowiedniej konsystencji (nie pytajcie co dokładnie przez to rozumiem ;) ). Na koniec sypiemy starty ser.
Całość wykładamy na makaron (np. szpinakowy ;) , jadłem też z mąki orkiszowej i ze zwykłego spaghetti) i delektujemy się smakiem :) .
Chyba wrzucę ten przepis do siebie na bloga, może powstanie jakaś mała biblioteczka prostych przepisów dla biegaczy amatorów :) .
Szpinak kocham. Zresztą mieliśmy dziś na obiad mamałygę ze szpinakiem w wersji indyjskiej. Byłam chyba jedynym dzieckiem w przedszkolu, które jadło to "coś"... :)
OdpowiedzUsuńdzięki za wszystkie przepisy i pomysły! i życzę smacznego szpinaku!
OdpowiedzUsuńO noł! Szpinak przedszkolny to był inny gatunek tej rośliny ;-) Właściwie, to było coś pomiędzy rośliną a efektem trawienia krasuli, szczególnie że w przedszkolu nie dodawali czosnku. Co za szczeście że zaczęto go u nas sprzedawać jeszcze przed przemiałem na papkę.
OdpowiedzUsuńTo znaczy taki przynajmniej był w moim przedszkolu Midi. Może u Ciebie panie kucharki miały lepszy pomysł na szpinak :-)
OdpowiedzUsuńTak mnie zainspirował Twój post, że wczoraj zrobiłam na kolację makaron kukurydziany ze szpinakiem (oliwa i czosnek, mrożony szpinak, wrzucamy do tego ugotowany makaron, wszystko mieszamy z kozim twarożkiem i posypujemy uprażonymi orzechami albo pestkami słonecznika) :)
OdpowiedzUsuńHankaskakanka: mniam mniam, muszę też spróbować
OdpowiedzUsuńAva i Midi: W moim przedszkolu szpinak też był jakby już raz przetrawiony. Fuj! Dlatego najlepsze są świeże liście :)
Hanka,
OdpowiedzUsuńMakaron kukurydziany? Gdzie takie cudo można dostać?