umówiłyśmy się z Ewą na poranne bieganie,
ale - jak się okazało - obydwie obudziłyśmy się z bólem gardeł,
więc spotkanie zostało odwołane.
Najpierw myślałam, że się przeziębiłam,
ale po wstaniu z łóżka okazało się, że bolą mnie także zęby!
Przypomniałam sobie potem, że wczoraj poparzyłam sobie język
(próbowałam,czy makaron już dogotowany...)
i chyba zrobiło mi się jakieś ogólne zapalenie w buzi.
Na szczęście po wypłukaniu gęby sodą,
ból języka, gardła i zębów prawie przeszedł.
Więc poszłam pobiegać.
Przebiegłam się "lajtowo".
9,5 km w 56 minut
Biegło się dobrze.
Nad maratonem wciąż się zastanawiam.
Izka mnie namawia.
Nie czuję się specjalnie przygotowana,
ale w końcu czy ja się kiedykolwiek czułam do czegoś przygotowana? :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
No pobiegnij, co Ci szkodzi ;)
OdpowiedzUsuńA poważnie - fajna impreza, szkoda ominąć. Będę trzymać kciuki :)
Rzuć monetę :)
OdpowiedzUsuń