zupełnie nie mogłam znaleźć mojego zegarka
i w końcu nie pozostało mi nic innego jak biec nie mierząc czasu.
bylo jednak bardzo ciekawie...
pobiegłam dobrze znaną mi trasą (niecale 7 km)
zaczęłam szybko. cały czas biegłam szybko.
biegłam szybko, żeby biec szybko.
a nie po to, żeby mieć dobry czas.
niby to to samo, a jednak nie do końca.
po dobiegnięciu miałam wrażenie,
że na poprzednich biegach "cackałam" się ze sobą,
patrzyłam na zegarek i widziałam,
że czas jest nieźły, więc odpuszczałam sobie ciśnięcie na maksa.
a w zasadzie to wydawało mi się, że biegnę na maksa,
bo miałam niezły czas.
to było obniżanie poziomu przez wcześniejsze, słabsze wyniki.
a przecież wciąż stać mnie na więcej!
ok, ktoś zapyta, skąd wiem, że pobiegłam szybciej,
skoro nie miałam zegarka.
po prostu wiem. nie biegam zawodowo,
a nawet amatorsko nie mam rewelacyjnych wyników,
więc nie muszę nikogo oszukiwać.
wnioski z biegu bez zegarka:
1) pomyślałam, że może czasami dobrze jest pobiec bez zegarka,
żeby nie mieć nastawienia "np. biegam 10 km w 50 minut i więcej już nie dam rady" - wtedy na pewno nie da się rady
2) kolejny wniosek, jaki mi się nasunął to to,
że warto częściej zmieniać trasy, właśnie po to,
żeby nie mieć przeświadczenia,
że tę trasę można pokonać maksymalnie w jakimś określonym czasie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ha, no własnie ja ostatnio na 5km pobiegłam bez zegarka, bo go zapomnialam i miałam czas o ok. minute lepszy niż na biegu Ursynowa. Więc też myślę że bieganie na pałę ma swoje zalety- nie blokuje Ci się w głowie że powinnaś biec ileś tam na km i nie więcej :-)
OdpowiedzUsuńPrzyznam się: przez kilka lat biegałam bez zegarka albo używając go tylko do tego, żeby skończyć bieganie w porę i nie spóźnić się dokądś. No i mam wrażenie, że przez nauczyłam się biegać wyłącznie wolno - w granicach przyjemności...
OdpowiedzUsuńhmm, tak też może być... to chyba zależy od nastawienia, z jakim idziesz biegać
OdpowiedzUsuń