pojechaliśmy z panem JK do Puszczy Kampinoskiej.
z braku czasu wybraliśmy najbliższą miasta,
a zarazem najbardziej uczęszczaną
ścieżkę z Dziekanowa do Palmir.
założyliśmy uprzęże i przypięliśmy po dwie opony
(jedna zwykła i jedna jakaś większa
- takie akurat znaleźliśmy na śmietniku)
ciągniemy po ziemi opony. orzemy jak woły!
biec się nie da, idziemy z kijkami.
podobne hece uprawialiśmy zimą z obciążonymi sankami,
opony choć nie aż tak ciężkie jak sanie,
ciągnie się jednak bardzo trudno
ze względu na tarcie podłoża.
w dodatku do środka dostają się liście i piach
co za katorga! pot się leje!
a ludzie: albo pytają czy to jakaś pokuta
albo po prostu patrzą na nas jak na wariatów
po 4 godzinach przeszliśmy zaledwie ok. 11 km
- cali mokrzy, głodni i obolali
było wspaniale :)
niech żyją świry!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz