niedziela, 29 sierpnia 2010

Iron woman... od siedmiu boleści

po rowerze w deszczu i biegu w deszczu nieco się przeziębiłam
w sobotę więc odpuściłam sobie sporty wszelakie,
w niedzielę za to stwierdziłam, że jest już ok
i pojechałam na trzecie urodziny mojej siostrzenicy (w sumie to nie do końca siostrzenica, ale nie będę już tu tłumaczyć zawiłości rodzinnych)
urodziny odbywały się w małej wsi w Puszczy Kampinoskiej,
więc postanowiłam udać się tam na rowerze,
po drodze nieco mnie przewiało,
na imprezie (średnia wieku 3,5) uganiałam się
za chłopakami i dziewczynami w mokrej trawie
(trochę popadywało), zmokły mi buty;
potem okazało się, że pękła mi dętka
(oczywiście nie wzięłam ze sobą zapasowej, a do cywilizacji daleko) i musiałam czekać kilka godzin (w tych mokrych butach) na samochód (z odpowiednim bagażnikiem), żeby jakoś wrócić do domu.

efekt tej zawiłej historii - prychanie, kichanie, ból gardła.
temperatury wolę nie sprawdzać.
ironwoman ze mnie - od siedmiu boleści.
byle się wykurować do soboty!!!

4 komentarze:

  1. Ło matko, mam teraz mega wyrzuty sumienia, bo to ja cię wyciągnęłam na bieganie w deszczu - sooorrryyy! mam nadzieję że sie szybko z tego wygrzebiesz :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. jakie tam wyrzuty! sama chciałam! a zabawy z dzieciakami zrobiły swoje. spoko, dziś już jest lepiej :) a poza tym przeczytałam swój horoskop na wrzesień - było w nim napisane: "szczęśliwy dzień 5 września" - czyli dzień zawodów w Borównie. no to mogę być spokojna :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. świetny rysunek!
    mam nadzieję, że masz się lepiej, a do soboty wszystko przejdzie bez śladu!

    OdpowiedzUsuń