za 2 dni półmaraton,
a ja przez ostatnie 2 tygodnie czuję jakoś do bani.
słaba, z ciągle pobolewającym brzuchem i brakiem motywacji.
po robocie poszłam przebiec się chociaż troszkę
na mojej pętli o długości 6,5 km
zaczęło się fatalnie, jakbym w życiu nie biegała,
cieżkie nogi, cholerna kolka.
wzięłam jednak ze sobą mp3. i chociaż generalnie
mocniejszej muzy nie słucham od czasów studiów
to włączyłam ostre brzmienia Cypress Hill
What'ya want from me? What'ya want from me? Madafuckers
znów poczułam w żyłach tę słodką, młodzieńczą agresję i wściekłość.
biegło mi się wspaniale.
może powinnam porozmawiać o tym z jakimś psychologiem (?)
ale czasami bieganie nudzi mnie i nie cieszy wcale,
a złość, a raczej jej "wypuszczanie" podczas biegu
daje mi niezły napęd
to jest jednak coś, co się dzieje w mojej głowie, a objawia się jedynie szybszym biegiem albo ewentualnie głupszą miną
jednak pewna pani podczas jednego z tegorocznych biegów
chyba już do granic motywowała się wściekłością,
bo kiedy ją wyprzedziłam krzyknęła do mnie "dziwka!"
zdziwiło mnie to, a nawet rozbawiło i nic nie odpowiedziałam
tak więc morał na dziś: wypuszczajmy, ale nie na głos :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz